Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
E-czytniki
Emigracyjne świat
Emigracyjne USA
Mamine
Minimalizm
Różne
Rysunkowo
Sherlock
Teardropping
|
niedziela, 24 stycznia 2016
Jako dorosła osoba "na swoim" nigdy nie miałam telefonu stacjonarnego. Kiedy wyszłam za mąż, w naszym wspólnym domu były tylko jego komórka i jej komórka. Kiedy nadeszły smartfony, nie byłam w pierwszej, ani nawet drugiej fali kupujących. Wydał mi się to zakup zbędny, niepotrzebny wydatek. W tym 2010 zmieniłam pracę i dostałam służbowe Blackberry i oczywiście biurowy telefon stacjonarny VoIP. Na froncie prywatnym zamieniliśmy głupie telefony na smarfony na platformie Androida. Po roku z nich zrezygnowaliśmy na rzecz głupiego telefonu, bo ja i tak nosiłam Blackberry, a mąż miał tableta, gdzie wszystko mógł robić na wi-fi w pracy i w domu. W 2014 firma zastąpiła moje Blackerry iPhonem 5s, wtedy nadal nosiłam dwa telefony: prywatny głupi i służbowy smartfon. IPhone podobał mi się, ale mało go używałam poza e-mailem, bo nie był mój. Pod koniec 2014 znów zmieniłam pracę. Nowa firma praktykuje bardzo oszczędny model unikający zbędnych kosztów - przynosisz własny smartphone dowolnej platformy, a oni ci co miesiąc zwracają koszty, co sprowadza się do posiadania telefonu bez płacenia abonamentu, choć sam telefon trzeba kupić samemu. Biuro nie ma telefonów stacjonarnych, co ma sens, bo konsultanci najczęściej pracują w terenie i w biurze ich po prostu nie ma. Kupiłam więc iPhone 6, który nagle stał się nie tylko jedynym telefonem, jaki w ogóle posiadam, ale centrum tysiąca czynności prywatnych i służbowych, gdyż telefon służy mi jako:
Telefon ma ponad rok i funkcjonuje bez zarzutu, nawet po kilku niefortunnych upadkach. Fakt, pod koniec intensywnego dnia ma zaledwie ok 30% baterii i musi być ładowany co noc, ale nie przestaje mnie zadziwiać ile może i ile wytrzymuje. W przypadku przegrzania, co zdarzyło mi się jak wystawiłam go za długo na słońcu podczas wielogodzinnego kajakowania i podczas słuchania muzyki w saunie, telefon sam się wyłącza chroniąc system i wyświetla się wiadomość, że system się znów włączy po ochłodzeniu. Jeśli chodzi o backupy, iCloud sprawdza się świetnie zwłaszcza jeśli wymienia się na nowy telefon lub sprowadza te same ustawienia na inny produkt Apple. Tak, jakbym go zgubiła lub niechcący unicestwiła, byłabym po prostu zgubiona, ale nie moje dane. Ciekawe ile wytrzyma takie użytkowanie. Dwa lata? Trzy? Wiem tylko tyle, że po tak solidnych doświadczeniach z Apple nie miałabym odwagi przesiąść się na inną platformę. Kilka moich ulubionych aplikacji:
poniedziałek, 18 stycznia 2016
Trzy plagi USA... Wczoraj odszedł mój niedoszły szwagier. Fajny facet, przed trzydziestką, uwielbiany w naszej rodzinie. Przedawkował. Akurat był z wizytą u rodziców po przeciwnej stronie kontytentu od swojego miejsca zamieszkania i tym samym niechcący oszczędził mojej szwagierce dramatu znalezienia go i procesu wysyłania zwłok do rodziców. Znalazła go matka. Nie rozumiem, nigdy nie zrozumiem, jak tyle ludzi może iść w narkotyki doskonale rozumiejąc konsekwencje. To nie jest jakiś obcy pod mostem, to jest rodzina, znajomi, znajomi znajomych. Ciągle dotyka to kogoś blisko; dawno w USA problem z narkotykami nie był aż tak rozprzestrzeniony. Facebook stał się narzędziem żałoby. Znajomi piszą mu listy na profilu, których on już nie przeczyta. Apelacja rodziców, mowy pożegnalne - wszyscy mogą w tym uczestniczyć, dzielić się bólem. To inna jakość, publiczne przeżywanie, ale myślę, że takie ujście wielu ludziom pomaga. Smutno nam wszystkim bardzo, tak ciężko być komuś wsparciem na odległość.
niedziela, 10 stycznia 2016
Pierwszy własny projekt na wyjątkowo wielką skalę. Za 5 minut składam wszystkie elementy do kupy i oczekuję, że będą działać. Takiego stresu nie miałam od kilku lat. Mam problemy z zaśnięciem, mam silne reakcje fizjologiczne, nie starcza godzin na pracę, wszystko wpada z każdej możliwej strony. Testowanie do skończenia, konfiguracje, kontenery danych nadal do przerobienia, dokumentacja do napisania, a wszyscy dzwonią z pytaniami. Model biznesowy "sama" odbija się jak zepsuty śledź. Szkolenie zaczyna się w połowie lutego, go-live pierwszej fabryki na początku marca, do połowy maja wszystkie cztery mają stać i będą stać nawet po moim trupie. Mam dużo do udowodnienia - sobie i nowemu pracodawcy. Od lutego do maja w domu będę gościem, szczątkowe weekendy, tydzień tu, tydzień tam. Przez pierwszą połowę projektu pławiłam się w cudownej stymulacji umysłu, bo taka robota jest dokładnie tym co naprawdę mnie kręci. Nie przewidziałam, że ugnę się tak bardzo pod napięciem terminów i ilości pracy i jakoś muszę przez to przejść. Wiem, że następnym razem będzie łatwiej, tylko jak przeżyć do następnego razu? W tym roku jak do tej pory mamy dość łagodną zimę. W 2015 nie widzieliśmy śniegu, ledwo trochę mrozu, napadało dopiero 1-go stycznia. Po kilku śnieżycach i kilku mroźnych dniach nadeszła odwilż i ulewa. Na 11-tą rocznicę ślubu sprawiliśmy sobie saunę na grzejniki podczerwone. Zakup sauny skłonił nas do remontów, najpierw odmalowaliśmy pokój do ćwiczeń, gdzie stanęła sauna (sami ją zmontowaliśmy), a potem salon. Roboty było po pachy i zajęła dwa tygodnie, ale było warto. Jak się okazuje, jesteśmy dużo lepszymi malarzami niż przypuszczaliśmy, a fakt odrestaurowania sporej części domu bardzo nas podkręcił. Wiem, że bardzo nam to umili zimę, albo raczej mężowi umili, bo ja będę na Florydzie. Sam zakup sauny okazał się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza w naszym klimacie. Jest to rewelacyjna metoda na relaks i odprężenie, świetnie się po niej czuję, a na dodatek niespodziewanie zaczęłam stopniowo tracić na wadze i bynajmniej nie jest to ubytek wody. Ten rok zapowiada się ciekawie zakładając, że przeżyję pierwszą połowę. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! |